niedziela, 4 maja 2014

No i tak to z Trutniową bywa

Nie piszę, bo jestem z gruntu zła i leniwa. Jak to kobieta. Stary pracuje.We w biurze pracuje, biuralista jeden.Ale oprócz tego oczywiście ma nocne i weekendowe dyżury, więc widujemy się rzadziej niż rzadko... Młoda zrezygnowała jednak z tej nanotechnologii. Obecnie jesteśmy na etapie inżynierii biomedycznej lub inżynierii nafty i gazu.Ta nanotechnologia byłaby nawet ok, gdyby nie to, że po UJ będzie miała tylko licencjat, trochę dziurawy...Myślałyśmy, że jakby co, to pójdzie na magisterskie na Politechnikę Krakowską i będzie ok,ale po ujocie nie przyjmą jej na politechnikę, bo będzie miała tylko licencjat a nie inżyniera. I dupa blada. Więc oficjalnie mam dziecko bezrobotne. Przynajmniej do lipca.
A w pracy mam kursantkę. O ku*wa, jakie jaja! Mam ją nauczyć zawodu w 6 tygodni.Tego, co normalnie uczyłam w trzy lata. No, pokusiłam się na tę kasę pierwszy i ostatni raz w życiu. I chociaż trafiła mi się wyjątkowo zmyślna, kumata sztuka, to i tak ten ogrom materiału jest nie do okiełznania. Bo jeżeli zrobi coś po pokazaniu jeden raz a potem gnamy dalej, to nie ma siły, żeby ona cokolwiek z tego zapamiętała, chociaż dyktuję jej szczegółowe notatki... W 6 tygodni to można nauczyć prawidłowo obsługiwać maszynę przemysłową, i wyszkolić szwaczkę, a nie krawcową...
Tyle.
Poza tym gram w Zumę na fb i nie mam czasu pisać notatek;-)
Pozdrawiam Was serdecznie
Wasza (przez większość zapewne) zapomniana
Trutniowa

środa, 26 marca 2014

No.

To kolejny kryzys mamy zażegnany. Stary Truteń na próbę został skierowany do pracy w biurze. Konkretnie w dziale kontraktów. Po trzech dniach zaproponowano mu, by rozważył pracę w tym miejscu na stałe. Nie muszę chyba pisać, że się zgodził... Prawdopodobnie bez zmiany warunków finansowych... I mamy nadzieję, że uda mu się już tam dotrwać do emerytury... Że wreszcie skończy nam się co trzyletni stres...
Co do mnie, to też dostałam propozycję pracy... I bardzo intensywnie nad nią myślę, bo w sumie oprócz styczni i lutych, to u mnie jest spoko. I zawsze co u siebie, to u siebie...Ale z drugiej strony, to tam nie musiałabym się przejmować zusami, czynszami i innymi pierdołami.Tyle, że jak wiadomo, łaska pańska na pstrym koniu jeździ i dotąd się rybce rzuca dokąd się jej nie złowi, a potem niewolnictwo... Nie wiem, myślę...
Pszczółka od następnego poniedziałku będzie dojeżdżać do Krakowa. W sobotę opróżniamy mieszkanie...
No i jutro kończę pół wieku...... Jakiś czas mogę więc być nieprzytomna...
Pozdrawiam Was serdecznie
Wasza Trutniowa
ps. Zacytuję krótką rozmowę, która rozwaliła mnie totalnie!
-Cześć Stary Truteń dostał pracę.
-A JAKIE TOWARZYSTWO?
Nosz ku*wa, nie spytała gdzie, nie spytała za ile, tylko JAKIE TOWARZYSTWO?! Czy Wy jeździcie do pracy w celu zarabiania pieniędzy, czy by udzielać się towarzysko? Teraz wiem, czemu ona od dwóch lat bez pracy...
-Ale przecież nie to jest w pracy najważniejsze!
-Jak to nie? Najważniejsza w pracy jest ATMOSFERA i TOWARZYSTWO!
Rozwaliła mnie.
Buziaki

czwartek, 6 marca 2014

Chyba nie pisałam...,

że nie tańczę już flamenco... Od grudnia, może troszkę dłużej. Nie mogę już tupać. Tupnął mi kręgosłup i dosyć długo było bardzo nie fajnie... A moja krakowska czarownica nie żyje i nie ma mi go kto nastawić...
No i tęskni mi się za tymi zajęciami, bo chociaż, bądźmy szczerzy, gwiazda flamenco ze mnie żadna, ale sprawiało mi to tak dużo przyjemności i było taką odskocznią od codzienności, że nie potrafię sobie z tym poradzić.
Nie zatańczę już podczas fiesty de abril w Sevilli...... A tak chciałam...
 Pozdrawiam Was serdecznie
Wasza Trutniowa

poniedziałek, 3 marca 2014

Ma granice nieskończony

Internety mi się skończyły...
Znaczy, pomysły na internety...
Pozdrawiam Was serdecznie
Wasza Trutniowa
ps. tak mi się przypomniało ;-)
Oglądamy z Pszczółką kultowy (rzekomo) horror "Lśnienie". Nudy jak diabli. W pewnym momencie idzie  sobie maluch korytarzem i Młoda rzuca hasło "pewnie niesie jakieś zwłoczki". No i znowu złe we mnie wstąpiło i nasunęło skojarzenie "zwłoczki z włóczki" i miałyśmy już po lśnieniu ;-)). Jak będziecie mieli zły dzień, albo będziecie oglądali tragicznie nudny horror, to pomyślcie sobie o zwłoczkach z włóczki ;-))
Ale najlepsze było za jakąś chwilę, kiedy Młoda zapomniała jakie to było skojarzenie i pyta "Z czego był ten trupek?" ;-) Genialne ;-)

wtorek, 25 lutego 2014

I jest tak.

Młoda pierwszą sesję zaliczyła. Na trójczynach, ale zaliczyła. Jeśli jednak przyjrzeć się, ilu odpadło, to te trójczyny są nie lada osiągnięciem... Jej przyjaciółka (Różowa), odpadła już w styczniu, jeszcze przed sesją. Ludwiczek poległ na sesji, podobnie jak 4/5 kierunku... Nie wiemy jeszcze, co będzie z mieszkaniem, czy Ludwiczek znajdzie pracę w Krakowie i zostaną w tym mieszkaniu razem, czy będziemy musieli je wymówić i Pszczółka będzie się musiała przeprowadzić do zupełnie nie znanych jej ludzi... Powinno się wyjaśnić w ciągu tego tygodnia...
Ja generalnie ciągle w dole... Ale wiosna się zbliża wielkimi krokami, to może i nastrój lepszy przyniesie...
Stary Truteń znowu niepewny pracy... Miało być na zawsze, na pewniaka, do emerytury, a tu znowu likwidacja, znowu nie wiadomo,co przyniesie nowy miesiąc... Czy przejmie ich jakaś firma, czy przejmą tylko badania... Mamy już dosyć! Pięćdziesiątka jest wiekiem, w którym chciałoby się już jakiej takiej stabilizacji... Ech......
Pozdrawiam serdecznie
Wasza Trutniowa

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Mija dzień za dniem...

... a mnie się ciągle nic nie chce...
Coś upiekę, coś uśtrykuję na drutach, coś poczytam... Niby dobrze...
Młoda na studiach jakoś tam sobie radzi. Nawet całkiem, całkiem, ale nie chcę nic pisać, żeby nie zapeszyć przed sesją. Bo przecież wiadomo, że jak tylko coś pochwalę, to się od razu spierdoli!
Miałam trochę przejść ze zdrowiem, trochę z ZUSem (i nie wiem, czy te ostatnie już wyjaśnione, czy nie, bo decyzji na piśmie jeszcze nie dostałam, a jestem za stara, żeby wierzyć komukolwiek na słowo)...
Wymyśliłam nowy tort malagowo- bezowy... Pyszny i dostatecznie tuczący, by piec go tylko na specjalne okazje... I nie wymyśliłam, ale skopiowałam z internetu ciastka:

Ciastkom nadałam nazwę "urąbane palce czarownicy". Pyszne, tylko paznokcie im odpadają po upieczeniu. Muszę wymyślić, czym je przykleić... Może białkiem...?
Przepraszam, że tak bardzo zaniedbałam blogi i Was, ale nie ogarniam kurwa tej kuwety, nie ogarniam...
Pozdrawiam Was serdecznie
Wasza Trutniowa